Hejka!
Z dużym opóźnieniem, ale w końcu jest: relacja z koncertu Parkway Drive (i 3 innych zespołów) we wrocławskim A2.
Od siebie powiem na samym początku, że tak dobrze dawno się nie bawiłam. Odkryłam, że to właśnie metalcore jest tym, co w duszy gra mi najgłośniej. Były emocje, była niesamowita energia i ogień (dosłownie).
Impreza rozpoczęła się równo o 18 i muszę przyznać, że organizatorzy stanęli na wysokości zadania. Wszystko szło sprawnie, nie było większych problemów technicznych, pierwsze trzy zespoły grały mniej więcej po 40 minut.
Pierwszym zespołem, który zaprezentował się na scenie wrocławskiego centrum koncertowego A2, był Knocked Loose.
Knocked Loose jest amerykańskim zespołem hardcore punkowym, który powstał w 2013 roku w Oldham County w stanie Kentucky. Dwa lata temu zespół wydał swój debiutancki album nazwany Oldham County.
Zespół gra bardzo agresywne dźwięki, często surowe, jednak pełne energii. Szczerze przyznam, że nie byłam na całym występie, ponieważ wokal, jaki prezentuje Bryan Garris jest dla mnie bardzo drażniący, co nie zmienia faktu, że nie jest charakterystyczny i ciekawy. To jak z Brianem Johnsonem - albo kochasz ten wokal, albo nienawidzisz. Możesz się też zawsze do niego spróbować przekonać. Może kiedyś jeszcze kiedyś wrócę do tego zespołu i dam mu szansę, ponieważ instrumentalnie jest naprawdę świetny a na koncercie biła od nich niesamowita energia a pasja do robienia muzyki uderzała w człowieka nawet z zamkniętymi oczami. Muzycy zrobili na scenie niezły chaos, wokalista skakał po scenie i przez 40 minut wyglądał na niezmordowanego. Muzyka, wokal i szaleństwo zarówno ze sceny, jak i spod niej zrobiły niesamowity, szalony klimat.
Miss May I
Jako drugi zaprezentował się także amerykański zespół pochodzący z Troy w stanie Ohio - Miss May I.
Muzycy grają ze sobą już 12 lat. Ta założona w 2006 roku metalcore'owa grupa ma na swoim koncie już 6 albumów studyjnych, z czego ostatni sprzed roku.
Muzycy grają ze sobą już 12 lat. Ta założona w 2006 roku metalcore'owa grupa ma na swoim koncie już 6 albumów studyjnych, z czego ostatni sprzed roku.
Co mogę o nich powiedzieć? Zakochałam się w nich już po pierwszych riffach. Kolejny bardzo energiczny i entuzjastyczny wokalista, który w mig rozruszał publiczność. Levi Benton, bo o nim mowa, zachwycił mnie swoimi umiejętnościami wokalnymi - płynnie i bez jednej nieczystości przechodził ze screamów i growlu do czystego śpiewu, za chwilę znów wracając do ostrych dźwięków. Często muzycy dają radę na płytach, gdzie są mocno upiększani, tu jednak było słychać na żywo, że Miss May I zarówno wokalnie jak i instrumentalnie nie jest tylko "albumowym" zespołem.
Najbardziej zapamiętałam kręcone włosy Bentona oraz utwór I.H.E., który figuruje na mojej playliście od tamtego dnia. W metalcorze ubóstwiam nie tylko ciężkie brzmienia i nieprzewidywalność, ale harmonię, jaką daje połączenie pięknej melodii, ostrych riffów, mocnej perkusji i śpiewu zmieszanego z krzykiem. Taki właśnie jest Miss May I - piękny i brutalny zarazem.
Mimo, że zespół zagrał tylko 7 utworów, kupił mnie w całości. Czy polecam? Cholernie!
Emmure
Trzecim, czyli przedostatnim zespołem tego wieczorem był Emmure.
Tego amerykańskiego zespołu wielu nie trzeba nawet przedstawiać. Kolejny doświadczony zespół, założony w 2003 roku w New Fairfield w stanie Connecticut. Zespół ma na swoim koncie 7 albumów i EP-kę wydaną w 2006 roku.
Tego amerykańskiego zespołu wielu nie trzeba nawet przedstawiać. Kolejny doświadczony zespół, założony w 2003 roku w New Fairfield w stanie Connecticut. Zespół ma na swoim koncie 7 albumów i EP-kę wydaną w 2006 roku.
Emmure prezentuje na prawdę solidne mielenie, agresywny scream i perfekcję instrumentalną. Nieobliczalność to ich drugie imię. Muzycy mieszają ze sobą deathcore, metalcore i new metal. Połączenie jest naprawdę ciężkie. Na scenie prezentują się fantastycznie a publiczność za nimi szaleje. Czego chcieć więcej?
Pod sceną było piekielnie gorąco, wiele osób przyszło specjalnie dla nich, czego dowodem były liczne koszulki z napisem "Emmure is a cult" wirujące w pogo o krok od sceny.
Mimo, że dla mnie zespół jest trochę zbyt surowy i brakuje mi tej harmonii, o której wspominałam chwilę temu, bardzo szanuję twórczość Emmure i polecę każdemu, kto chciałby zanurzyć się w tej surowości i młócce.
I nadszedł czas na nich...
Nim napiszę o headlinerze tego metalcore'owego wieczoru, nie mogę nie wspomnieć o tym, co działo się tuż przed wejściem zespołu na scenę.
Publika z niecierpliwością oczekiwała Australijczyków. Zrobił się bardzo gorąco, emocje sięgały zenitu. To zdecydowanie będzie jeden z najbardziej niezapomnianych koncertów w moim życiu. Do dziś dźwięczą mi w głowie dwie piosenki - Chop Sue Systemu oraz Livin' on a Prayer Bon Jovi'ego, które tłum wspólnie zaśpiewał na chwilę przed rozpoczęciem najgorętszego występu tego wieczoru. Magia i poczucie wspólnoty, jakie wytworzyły się w tamtej chwili są nie do opisania. To trzeba przeżyć.
Publika z niecierpliwością oczekiwała Australijczyków. Zrobił się bardzo gorąco, emocje sięgały zenitu. To zdecydowanie będzie jeden z najbardziej niezapomnianych koncertów w moim życiu. Do dziś dźwięczą mi w głowie dwie piosenki - Chop Sue Systemu oraz Livin' on a Prayer Bon Jovi'ego, które tłum wspólnie zaśpiewał na chwilę przed rozpoczęciem najgorętszego występu tego wieczoru. Magia i poczucie wspólnoty, jakie wytworzyły się w tamtej chwili są nie do opisania. To trzeba przeżyć.
Parkway Drive
Zespół Parkway Drive powstał w 2003 roku w australijskiej miejscowości Byron Bay. Na swoim koncie ma już 5 albumów studyjnych, EP-ki, splity i DVD. Zespół łączył siły z takimi zespołami, jak I Killed The Prom Queen (również australijski zespół metalcore'owy, notabene świetny, polecam) czy Killswitch Engage, który jest prekursorem i gigantem tegoż gatunku. Sam Parkway Drive stał się niezwykle znaczący dla rozwoju gatunku, przez wielu znawców uważany za jeden z ważniejszych zespołów w dziejach metalcore’u XXI wieku - jak najbardziej zasłużenie.Australijczyków poznałam już kilka ładnych lat temu i kiedy odgrzebałam zespół w tym roku, znajdując pierwszy singiel promujący album Reverence (recenzję albumu możecie przeczytać TUTAJ), zakochała się bez pamięci. Wyraźnie słyszałam, jak od 2013 roku zespół się rozwinął i zmienił. Kawałek Pray był przeze mnie gwałcony na replay'u przez kilka tygodni, aż do czasu wypuszczenia drugiego singla - Wishing Wells.
I to właśnie tym kawałkiem rozpoczął się ten ognisty występ.
Zespół wynurzył się z dymu, niczym zjawa i od razu rozpoczęło się szaleństwo podekscytowanej publiki. Według setlist.fm można było usłyszeć 14 kawałków. Z najnowszej płyty, wydanej w maju, zespół zaprezentował 5 utworów, prócz wspomnianych wyżej Prey oraz Wishing Wells rozbrzmiały Cemetery Bloom, The Void i Absolut Power.
Osobiście nie spodziewałam się, że w tak niewielkiej, zamkniętej sali koncertowej, organizatorzy wraz z zespołem zdecydują się na efekty pirotechniczne. Z początku na przedzie, wśród tłumu, płynąca na fali rąk, musiałam z przyczyn zdrowotnych przenieść się na tyły, jednak kiedy buchnął ogień ze sceny, bardzo wyraźnie to odczułam. Współczułam osobom pod samą sceną, tam musiało być prawdziwe piekło.Co więcej mogę powiedzieć? Panowie na żywo są równie świetni, jak na płytach, absolutni profesjonaliści przelewający swoją pasję na dźwięki, uderzenia i krzyki. Nie wymienię najlepszego kawałka, ponieważ wszystkie były świetnie zagrane. Kontakt z publiką był, podziękowania także padły ze sceny, świetne show na wysokim poziomie. Wielki ukłon w Waszą stronę, panowie. Zapewniliście nam niezapomniany wieczór. Czekamy na kolejny koncert w Polsce!
Komentarze
Prześlij komentarz