Przejdź do głównej zawartości

In Flames - relacja z koncertu (A2, Wrocław, 5.07.2018)

In Flames fanom metalu przedstawiać nie trzeba - prekursor melodic death metalu w trakcie swojej tegorocznej trasy koncertowej odwiedził tydzień temu Wrocław, by dać naprawdę kawał dobrego koncertu. Jak było? Już opowiadam, ale najpierw słów kilka o Szwedach.

Zespół In Flames powstał w 1990 roku w szwedzkim Göteborgu z inicjatywy gitarzysty Jespera Strömblada. Lider chciał dodać death metalowi więcej melodyjności. Tak też Jasper złączył siły z Glennem Ljungströmem oraz Johanem Larssonem i wspólnie zaczęli tworzyć historię melodeathu. Obecny wokalista - Anders Fridén, dołączył do In Flames dopiero w 1995 roku. Wcześniej In Flames okazjonalnie wynajmowało muzyków studyjnych, co jednak się nie sprawdziło na dłuższą metę. Przyjęcie do składu Andersa było świetnym pomysłem, od tego czasu kariera In Flames nabrała rozpędu. Rok później panowie wspólnie nagrali drugi już album zespołu (pierwszy z udziałem Andersa), który spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem. The Jester Race określił brzmienie dzisiejszego melodeathu.
In Flames mają na swoim koncie 12 albumów studyjnych 3 albumy koncertowe i wiele innych. Ich dorobek jest naprawdę pokaźny. 

in flames; A2; Wrocław


Wybierając się na koncert byłam trochę sceptycznie nastawiona, ponieważ wcześniej słyszałam już opinie, że Anders nie potrafi już tak dobrze śpiewać, jak kiedyś. Ponadto, ostatnia płyta - Battle z 2016 roku, znacznie różni się od tego, co leży u podstaw twórczości zespołu (choć już od A Sense of Purpose z 2008 roku zaczęła się widoczna zmiana koncepcji zespołu, lub jak wolą inni - postęp i podążanie w stronę metalu alternatywnego).
Jakże cudowne było moje rozczarowanie, kiedy przekonałam się na własnej skórze i przede wszystkim uszach, że In Flames to klasa i marka sama w sobie. Nie było idealnie, ale nigdy nie jest. Muzykę przecież tworzą ludzie, nie roboty. Starsze kawałki, jak Only for the Weak czy Deliver Us brzmiały gorzej (ale wciąż bardzo dobrze), niż na nagraniach live sprzed lat, jednakże do kawałków z najnowszego albumu nie mogę się przyczepić.

In Flames zagrało 17 kawałków (setlist.fm) z 8 albumów. Rozpoczęli świetnym My Sweet Shadow, zakończyli bardzo poruszającym The End z najnowszej płyty. Były emocje, była rozszalała z radości publiczność, było wzruszenie i świetna muzyka. Pod koniec koncertu wdzięczni fani zaśpiewali "Sto lat" w podzięce za piękne słowa Andersa, który sukces In Flames i to, że zespół może występować i dzielić się swoją pasją zawdzięcza właśnie nam, fanom.

Muszę także wspomnieć o zespole supportującym gwiazdę wieczoru. Walkways pochodzi z Izraela (co bardzo słychać w ich twórczości) i gra metal alternatywny. Bawiłam się świetnie podczas ich występu, urzekły mnie wokalne predyspozycje wokalisty oraz synchroniczne ruchy członków zespołu. Zespół choć jeszcze młody, ma szansę osiągnąć spory sukces.

Komentarze

Najchętniej czytane

HIM - żegnamy Was (relacja z koncertu, Warszawa 28.11.2017)

Dziś będzie trochę romantycznie, ale wciąż metalowo, bo tym razem relacja z koncertu zespołu HIM. HIM jest fińskim zespołem, który stworzył nowy rodzaj muzyki - love metal. Zespół został założony 26 lat temu w Helsinkach przez Ville Valo (wokal), Mikko “Linde” Lindströma (gitara) oraz Mikko “Mige” Paananena (bas). W marcu tego roku HIM ogłosił smutną wiadomość dla fanów - zespół rozwiązuje działalność i rusza w trasę koncertową po świecie, by zagrać dla swoich fanów ten ostatni już raz. We wtorek 28 listopada HIM zagrał w warszawskim klubie Stodoła. Pomimo wielu negatywnych komentarzy o braku zaangażowania i kontaktu z publicznością muzyków a także o niezbyt ciekawych wcześniejszych koncertach, polscy fani przybyli tłumnie na koncert. Bilety wyprzedały się niemalże natychmiast po tym, jak ruszyła sprzedaż. Supportem Finów był amerykański zespół z Atlanty - Biters, który choć istnieje dopiero od 2009 roku, zatrzymał się w czasach świetności glam i hard rocka. Panowie przekazali pu

Wrocławska 3-majówka 2018

Majówka już dawno za nami, przypomnę Wam jednak dzisiaj te chwile wolności i odpoczynku. Opowiem Wam o tegorcznej edycji wrocławskiej 3-majówki, jednego z przyjemniejszych i świetnie przygotowanych festiwali muzycznych, na których miałam okazję być. http://www.3-majowka.pl/ Dla porównania, w zeszłym roku pisałam o Metal Hammer Festival w katowickim Spodku, który zawiódł mnie pod kątem technicznym (więcej na ten temat TUTAJ ). Ani razu nie słyszałam sprzężeń, problemów z głośnością, czy opóźnień! Nagłośnienie było świetnie przygotowane, nie było słuchać pogłosów a będąc akurat na koncercie na Pergoli, można było usiąść po drugiej stronie sadzawki i słuchać, siedząc na trawie i popijając piwo, a muzyka i tak była dobrze brzmiąca i słyszalna. Artyści zaczynali o czasie, co jest dość nietypowe w muzycznym świecie. Nietypowe, jednakże przyjemne, związane z dużym szacunkiem do odbiorcy. DZIEŃ PIERWSZY (1.05) Pierwszego dnia koncerty zaczęły się dość późno przez wzgląd na odby

Koncert: Łaty i Frankenstein Children (Wrocław, Stara Piwnica, 29.06.2018)

Dziś trochę od czterech liter strony - napiszę coś o wydarzeniu najnowszym, w następnych postach opowiem Wam o minionych wydarzeniach (koncert Hollywood Vampires oraz Parkway Drive). Prócz wielkich wydarzeń i dużych koncertów, lubię czasem wpaść na mały, wręcz kameralny koncert młodych artystów. Dziś wylądowałam na podwójnym koncercie. Dwie młode formacje - Frankenstein Children oraz Łaty pokazały się na letniej scenie Starej Piwnicy we Wrocławiu. Przyjemnie, ciepło, zimne piwo, czego można chcieć więcej? Z pewnością dobrej muzyki. Pierwszy zespół, czyli Frankenstein Children , prezentuje coś, co ciężko mi zaklasyfikować. Nazwałabym to połączeniem alternatywnego rocka i synth popu, jednak sam zespół pisze o sobie jako o wykonawcy groovepunku. Nie jest to zdecydowanie rodzaj muzyki, za którym szaleję. Jak można wywnioskować po wcześniejszych wpisach na blogu, wolę mocniejsze brzmienia. Znacznie mocniejsze. Co nie zmienia faktu, że nie znalazłam czegoś dla siebie. Kawałek