Przejdź do głównej zawartości

Muzyczna podróż po świecie - Australia

muzyka; heavy metal; Australia; AC/DC; The Easybeats, Buffalo; rock'n'roll


Australia to miejsce kontrastów - z jednej strony morze, z drugiej stepy i obszary pustynne, piękno przeplata się z dzikością i niebezpiecznym żywiołem. Kontynent ten jest miejscem zamieszkania najpiękniejszych i najciekawszych zwierzęta świata, ale też tych najgroźniejszych. Australia - istny żywioł. Podobnie jest z australijskimi kapelami. 

Dziś przedstawię Wam kilka z nich, które podobnie jak ich rodzimy kraj - energetyzują, zachwycają i rozpalają nawet najchłodniejsze serca. Nie sposób wymienić je wszystkie w jednym poście, dlatego poniżej znajdziecie, subiektywnie, najciekawsze propozycje kraju węży i pająków (czy też kangurów i misiów koala, ale wolę pierwszą opcję). Ruszajmy na pierwszą część tej fascynującej podróży!



The Easybeats; rock'n'roll; Australia; Young; AC/DC
www.empik.com



The Beatles każdy zna, pewnie wiele osób nawet lubi. Australijską odpowiedzią na ten zespół wszech czasów był The Easybeats. Solidna dawna rock and rolla w światowym wydaniu. Zespół powstał w 1964 roku w Sydney, a jakże. Pomimo krótkiego istnienia, które zakończył rozpad już w 1969 roku, zespół może pochwalić się między innymi takim hitem, jak powstały w 1966 roku Friday on My Mind, który rok później wskoczył na 16 miejsce listy Hot 100 magazynu Billbord. W 1969 roku zespół wyjechał w trasę po Europie. Po powrocie z Europy koncertowali w Australii, jednak ich sława gasła w bardzo szybkim tempie. Ich ostatni koncert w Amo Center ze względu na niezadowolenie publiczności został przerwany po 20 minutach.

Przenieśmy się teraz na początek lat 70. ubiegłego stulecia, złotego okresu muzyki gitarowej i rozkwitu heavy metalu. Heavy metal, jako trzon dzisiejszej muzyki metalowej, zapoczątkowany został przez zespoły Led Zeppelin, Blue Öyster Cult, Black Sabbath oraz Deep Purple, u podstaw twórczości których leżał hard rock, blues oraz rock’n’roll.

Na fali popularności brytyjskich zespołów zaczęły powstawać kolejne, dziś uznawane za legendarne, które zdefiniowały kształt współczesnej muzyki rockowej i metalowej oraz nadały tor rozwoju muzyki popularnej. Wtedy też w Australii zrodziły się dwa znakomite zespoły - Buffalo oraz AC\DC, z czego pierwszy, niestety, został przez historię trochę zapomniany, drugi zaś zna chyba każdy.


Buffalo; pub rock; Australia; heavy metal
open.spotify.com


Buffalo powstał w roku 1971 z inicjatywy wokalisty Dave’a Tice’a, perkusisty Paula Balbiego oraz gitarzysty Johna Baxtera, którzy wcześniej współtworzyli zespół Head. Tak naprawdę zespół Head przeszedł swoisty rebranding, ponieważ nazwa była źle kojarzona - sformułowanie getting head oraz head sex odnosi się do seksu oralnego. Słowo head ma również konotacje z narkotykami - na osoby nadużywające środków psychoaktywnych mawia się dopehead czy hopehead, ale nazw tych jest więcej, polecam wygooglać! Tak narodził się Buffalo. Zespół mimo krótkiej historii, trwającej zaledwie 6 lat, dał podwaliny hardrockowego szału, który ogarnął Australię w późniejszych latach. Ponadto Buffalo stało się prekursorem takich gatunków muzycznych, jak pub rock czy rock alternatywny oraz protoplastą australijskiego i światowego heavy metalu. Nieźle jak na zaledwie 6 lat, nieprawdaż?
Zespół ma na swoim koncie sześć albumów studyjnych oraz jedną EPkę, przesiąkniętych wpływami rocka psychodelicznego oraz blues rocka, co jest wyraźnie słyszalne. Możecie posłuchać ich wszystkich na Spotify.
Zespół rozpadł się w marcu 1977 roku po wyjeździe Tice’a oraz Balbiego do Londynu, gdzie dołączyli do pub rockowego zespołu The Count Bishops.


AC/DC; PWR UP; Power up; album; Australia
www.onet.pl


AC/DC, którego nikomu nie trzeba przedstawiać, powstało dwa lata po Buffalo, także w Sydney. Założycielami zespołu byli Bracia Young - Angus oraz świętej pamięci Malcolm, gitarzyści i prawdziwe diabły sceniczne. Na temat powstania nazwy zespołu krążą liczne legendy, moją ulubiona jest ta opowiedziana przez Angusa, jakoby nazwa miała wziąć się z odkurzacza, a oznaczać miała prąd przemienny (AC - alternating current) i prąd stały (DC - direct current). Elektryzująca konotacja, czyż nie? Początki historii zespołu fantastycznie zostały opisane w książce pod tytułem AC/DC Elektryczne kangury autorstwa Adriana Oresta. Gorąco polecam! (link do książki w serwisie Ceneo TUTAJ)
O tym zespole mogę rozpisywać się długo i z nieskrywaną przyjemnością, bowiem zespół ten od lat leży bardzo blisko mojego serduszka. Niemniej postaram się napisać kilka istotnych faktów, by Was nie zanudzić.

Wiemy już, że zespół powstał w 1973 roku przez rodzeństwo Young. Należy wiedzieć, że nie jedynie ci dwaj z rodziny Young byli muzycznie uzdolnieni. Starszy brat Angusa i Malcolma - George, również zrobił międzynarodową karierę jako gitarzysta w zespole Easybeats (o którym pisałam wcześniej). Następnie stał się producentem muzycznym AC/DC. Starszy od George’a - Alex Young, multiinstrumentalista i wokalista, był związany z londyńskim zespołem rockowym Grapefruit. 

W zespole od 1973 roku doszło do dwóch zmian wokalistów. Pierwszy z nich, o którym mało kto już pamięta, był Dave Evans, który, według słów pozostałych członków zespołu, nie pasował do koncepcji AC/DC. Niespełna rok później miejsce Dave’a zastąpił nie kto inny, jak Bon Scott - jedna z najbardziej charyzmatycznych i żywiołowych postaci sceny heavymetalowej. Publiczność go pokochała za jego sposób bycia, manierę sceniczną i głos, który bezsprzecznie należy do tych pozostających w pamięci. Ponownie odsyłam do książki, jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o tym okresie w historii zespołu. Rok 1980 był rokiem wielkiego smutku, zarazem kolejnego wielkiego sukcesu. W lutym tego roku, na skutek zadławienia własnymi wymiocinami, zmarł Bon Scott, gwiazda na elektryzującym, hardrockowym torcie. 

Bon Scott; AC/DC; Australia, hard rock; heavy metal
mariakonopnicka.pl

Muzycy jednak szybko się pozbierali i już w pod koniec lipca tego samego roku wydali jedną ze swoich najznamienitszych płyt Back in Black z nowym wokalistą - Brianem Johnsonem. Brian, moja wielka wokalna miłość, jest, jak i Bon Scott był, przykładem głosu, który bez problemu człowiek rozpozna. Jak podaje Wikipedia, czarny album sprzedał się już w 49 milionach egzemplarzy, dając mu trzecie miejsce wśród najlepiej sprzedających się albumów wszech czasów. Back in Black został również sklasyfikowany na 73 miejscu  listy 500 albumów wszech czasów magazynu Rolling Stones.

Zespół zaliczał wzloty i upadki przez następne lata istnienia. Olbrzymim sukcesem okazał się album Black Ice wydany w 2008 roku, który szczytował na listach przebojów na całym świecie. W 2016 roku świat obiegła smutna wiadomość, że Brian Johnson odszedł z zespołu ze względów zdrowotnych, a jego miejsce tymczasowo zajmie Axl Rose z zespołu Guns’n’Roses. Zespół był wtedy w trakcie światowej trasy koncertowej promującej nowy album Rock or Bust. Zaledwie rok później zmarł jeden z założycieli - Malcolm Young, który odszedł z zespołu trzy lata wcześniej, nękany demencją i innymi zdrowotnymi problemami. Po tych smutnych informacjach byłam pewna, że zespół się rozpadnie. Ale ale! Niedawno została ogłoszona nowa płyta zespołu Power Up, jest już nawet pierwszy singiel dostępny na YouTube oraz Spotify – Shot In The Dark. Czekacie razem ze mną?

Tu na dziś się zatrzymamy. Dajcie znać, czy Wam Australia też kojarzy się dobrze, jak mnie. Druga część podróży niebawem, postaram się przybliżyć Wam historię m.in Nicka Cave’a i Deströyer 666. 


Australia, metal music


Do następnego!


Komentarze

Najchętniej czytane

HIM - żegnamy Was (relacja z koncertu, Warszawa 28.11.2017)

Dziś będzie trochę romantycznie, ale wciąż metalowo, bo tym razem relacja z koncertu zespołu HIM. HIM jest fińskim zespołem, który stworzył nowy rodzaj muzyki - love metal. Zespół został założony 26 lat temu w Helsinkach przez Ville Valo (wokal), Mikko “Linde” Lindströma (gitara) oraz Mikko “Mige” Paananena (bas). W marcu tego roku HIM ogłosił smutną wiadomość dla fanów - zespół rozwiązuje działalność i rusza w trasę koncertową po świecie, by zagrać dla swoich fanów ten ostatni już raz. We wtorek 28 listopada HIM zagrał w warszawskim klubie Stodoła. Pomimo wielu negatywnych komentarzy o braku zaangażowania i kontaktu z publicznością muzyków a także o niezbyt ciekawych wcześniejszych koncertach, polscy fani przybyli tłumnie na koncert. Bilety wyprzedały się niemalże natychmiast po tym, jak ruszyła sprzedaż. Supportem Finów był amerykański zespół z Atlanty - Biters, który choć istnieje dopiero od 2009 roku, zatrzymał się w czasach świetności glam i hard rocka. Panowie przekazali pu

Wrocławska 3-majówka 2018

Majówka już dawno za nami, przypomnę Wam jednak dzisiaj te chwile wolności i odpoczynku. Opowiem Wam o tegorcznej edycji wrocławskiej 3-majówki, jednego z przyjemniejszych i świetnie przygotowanych festiwali muzycznych, na których miałam okazję być. http://www.3-majowka.pl/ Dla porównania, w zeszłym roku pisałam o Metal Hammer Festival w katowickim Spodku, który zawiódł mnie pod kątem technicznym (więcej na ten temat TUTAJ ). Ani razu nie słyszałam sprzężeń, problemów z głośnością, czy opóźnień! Nagłośnienie było świetnie przygotowane, nie było słuchać pogłosów a będąc akurat na koncercie na Pergoli, można było usiąść po drugiej stronie sadzawki i słuchać, siedząc na trawie i popijając piwo, a muzyka i tak była dobrze brzmiąca i słyszalna. Artyści zaczynali o czasie, co jest dość nietypowe w muzycznym świecie. Nietypowe, jednakże przyjemne, związane z dużym szacunkiem do odbiorcy. DZIEŃ PIERWSZY (1.05) Pierwszego dnia koncerty zaczęły się dość późno przez wzgląd na odby

Koncert: Łaty i Frankenstein Children (Wrocław, Stara Piwnica, 29.06.2018)

Dziś trochę od czterech liter strony - napiszę coś o wydarzeniu najnowszym, w następnych postach opowiem Wam o minionych wydarzeniach (koncert Hollywood Vampires oraz Parkway Drive). Prócz wielkich wydarzeń i dużych koncertów, lubię czasem wpaść na mały, wręcz kameralny koncert młodych artystów. Dziś wylądowałam na podwójnym koncercie. Dwie młode formacje - Frankenstein Children oraz Łaty pokazały się na letniej scenie Starej Piwnicy we Wrocławiu. Przyjemnie, ciepło, zimne piwo, czego można chcieć więcej? Z pewnością dobrej muzyki. Pierwszy zespół, czyli Frankenstein Children , prezentuje coś, co ciężko mi zaklasyfikować. Nazwałabym to połączeniem alternatywnego rocka i synth popu, jednak sam zespół pisze o sobie jako o wykonawcy groovepunku. Nie jest to zdecydowanie rodzaj muzyki, za którym szaleję. Jak można wywnioskować po wcześniejszych wpisach na blogu, wolę mocniejsze brzmienia. Znacznie mocniejsze. Co nie zmienia faktu, że nie znalazłam czegoś dla siebie. Kawałek